1
submitted 3 weeks ago by dj1936@szmer.info to c/antifa@szmer.info

Opinie na temat działań antyfaszystowskich są wśród anarchistów skrajnie różne. Ja sama przeszłam drogę od jednej skrajności do drugiej i obecnie mam wyśrodkowane zdanie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Na początku przez wiele lat uważałam, że bieganie po ulicy i bicie innych ludzi to nic dobrego, a blokowanie marszy to jak ustawka dwóch klubów kibiców i wpływa na zwiększenie liczebności tych marszy.

Później po jakże licznych atakach nazioli na mnie, moich znajomych czy zaprzyjaźnione miejscówki stwierdziłam, że jednak trzeba walczyć z osobami o faszystowskich poglądach na wszelkich frontach i pozbyć się ich zupełnie choćby to miałoby być siłą i przemocą.

Obecnie uważam, że działania uliczne antyfaszystowskie są dla nas niezbędne i musimy się wspierać wzajemnie (to znaczy osoby, które walczą na ulicach i te które tego nie robią).

Większość dużych anarchistycznych demonstracji jest ubezpieczana przez tzw. w środowisku fajterów. Wydarzenia otwarte, które są potencjalnie zagrożone także. Nikt o tym nie wie, bo tych osób nie widać. Przychodzą jak normalsi i wychodzą bez żadnego znaku. Nie czekają na oklaski i podziękowania. Biegają za naziolami w małych uliczkach, gdy obok idzie demonstracja i nikt o niczym nie wie. Jestem im bardzo wdzięczna za tą robotę, bo wiem, że jest ona wykonywana od lat i bardzo dobrze. Wielu naprawdę niebezpiecznych sytuacji udało się dzięki temu uniknąć.

Ale niestety nie zawsze się udaje. I jeśli ktoś popełnia błąd, to powinniśmy wstrzymać się z oceną. Sama mam tendencję do szybkiego krytykowania. Jednak trzeba na każdą sprawę spojrzeć z dystansu i szerzej niż jedno niepomyślne zdarzenie.

Środowisko antifiarskie ma oczywiście swoje wady. Jest maczystowskie, owszem. Trudno, żeby było inaczej, skoro jednak walkę na ulicach wybierają osoby o specyficznych zainteresowaniach. Ale nie jest to norma. Jest wiele cichych, spokojnych osób, o których na pierwszy rzut oka nie powiedziałoby się, że lubią walkę wręcz. Czasem pojawia się odwet za jakieś działanie i ktoś może ucierpieć. Tak się dzieje, trzeba się z tym liczyć.

Chciałam tym wpisem zasygnalizować, że anarchizm ma także swoich cichych działaczy, o których nigdy się nie dowiemy żadnych konkretów. Warto mieć to w głowie, że spokojna demonstracja nie zrobiła się sama.

Nie każdy antyfaszysta jest anarchistą, to wiadome. Antyfaszystką może być polityczka lewicy i kierowniczka w korporacji. Ale każda anarchistka jest antyfaszystką i warto sobie to wziąć do serca.

Anarchistka. blog społeczny

69
submitted 1 month ago* (last edited 1 month ago) by dj1936@szmer.info to c/anarchism@lemmy.ml

There are very few books on anarchism or anarchist authors in Poland - and even fewer female authors.

Such names of female anarchists as Lucy Parsons, Voltairine de Cleyre, Maria Nikiforowna, Louise Michel, Maria Orsetti and others are completely unknown.

No wonder: no books are published either by them or about them.

The exception is Emma Goldman, although even so, most often people know only one quote from her (and that without knowing the context in which she famously said the words), although fortunately a book "Anarchism and Other Essays" was published many years ago.)

There is a chance to translate and publish another book by Emma Goldman entitled "Anarchism. "My Disillusionment with Russia." Like many others, the October Revolution (or, as some anarchists prefer: counter-revolution) disappointed Emma, who watched its course in detail.

The question is: does anyone have and can give or lend this book? If not, can anyone recommend where to buy it from? So far I've only been able to find it on Empik and Amazon, and surely there are better places to get this title.

*As far as I know, the publication of this book has encountered censorship problems. So please give me a hint which edition of this book is the best, probably even approved by the author.

1
Pada deszcz (szmer.info)
submitted 1 month ago by dj1936@szmer.info to c/rowerki@szmer.info
  • kochanie, możesz wyrzucić śmieci?
  • pada deszcz.
1
submitted 1 month ago by dj1936@szmer.info to c/rowerki@szmer.info

Taka kmina

[-] dj1936@szmer.info 2 points 2 months ago

What? I don't understant. I got this in e-mail. Why this is not e-mail?

[-] dj1936@szmer.info 3 points 2 months ago

Hello friend!

I hope this email finds you well. May i steal a couple of your time to show my comic book broject about a cyberpunk anarcho-communist urban guerrilla? Take a little peek about my work called: "No Carnival in Brazil", or Brasil Sem Carnaval (in portuguese, my language). I'm a brazilian tattoo artist and illustrator with a radical grassroots political activity, wich presented me with many arrests and crime/underground know-how. I've been and lived in many favelas, ghettos and slums im Brazil, including okupas in the heart of São Paulo. With only 14 years, i orchestrated the LulzSec hacker attack against Brazil. In the next year, with 15, i becamed an anarcho-communist and since then i developed class consciousness and armed revolutionary thought. By 17, i had been arrested 4 or 5 times by crime/political/underground activity and because of one of my actions wich consisted of setting 2 banks on fire, my mother expelled me from her house and from them on i've some fucked up things.

Since then, in the last decade i've participated in countless violent and even armed protests. With 12 years of political, street experience, i feel like most of my life could become a great movie. But this is not i want.

I want to tell a dystopic, cyberpunk, revolutionary story with influences from my life and from many other references like Neuromancer, Akira, Blade Runner, Matrix, Years and Years, Rio 2096: A Story of Love and Fury, and many many other movies, comics and games from the whole cyberpunk-theme universe. But in a cyberpunk future where antifascists, communists, anarchists and eco militants take up in arms in a revolution inbetween the collapse of the earth.

A third world war is still going on between the so-called "Axis of Evil" and the "Freedom Allies". Brazil, in the year of 2071, where the globe is heating and become unlivable, where the third nuclear bomb exploded and the third world war began, a group of urban warfare revolutionary militants fight in the streets of São Paulo and across the Countey against the corporate-military-techonological war machine fascist regime. This is what about my comic is about: armed riots in a futuristic and not-so distant scenario set in Brazil, 50 years in the future, with fascism, world war, nuclear explosions and the very end of the human race and the end of all we know so far.

Watch the collapse of the USA, communist hacker groups, anarchists armed with drones and hexapods robbing banks and bombing embassies, fighting against soldiers and militants from the Regime.

To make all this happen, i just need 650 euros to buy an ipad or a drawing tablet and transfer, polish and finnish the work i had been into the past years. My plan is to release a free version ebook of the comic in english and portuguese.

Check out this link from FireFund for more info and arts: https://www.firefund.net/novopoder

You can make a little donation at FireFund for my project, even 1, 2 or 5 euros/dollars.

With your help, i can produce something unique, underground, revolutionary and apologetical comic book and a whole universe.

Thanks for your time and i wish you a good week!

7
submitted 2 months ago by dj1936@szmer.info to c/anarchism@lemmy.ml

Does anyone can write something about this? What do you think?

3
submitted 2 months ago by dj1936@szmer.info to c/queer@szmer.info

Zbiór luźnych myśli po obejrzeniu “Kobiety z…” - ostrzegam, że będzie mnóstwo spojlerów. Gdyby ktoś wpadł na pomysł zebrania wszystkich życiorysów pisanych przez trans kobiety dla seksuologów, a potem złożył z nich pojedynczą narrację, to wyszedłby właśnie ten film. Główna bohaterka, Aniela wbrew pozorom nie jest człowiekiem - jest wyidealizowaną sumą i reprezentacją całej społeczności, która ma przeżyć wszystko co transkobiece, nawet jeśli wrzucenie tego do jednego życiorysu łamie kompletnie realizm jej historii. Z jednej strony będzie kombinatorką, sprzedającą na lewo testosteron, uczestniczącą w nielegalnym interesie sprzedaży kart telefonicznych,przez lata biorącą DIY hormony kradzione matce; z drugiej będzie potulną i ofiarną Polką, przechodzącą wszystkie upokarzające procesy sądowo-seksuologiczne bez słowa protestu, niezwracającą uwagi na ciągłe misgendery i dednejmy inaczej niż uprzejmymi prośbami, dającą swoim rodzicom i żonie kolejne szanse, nawet gdy zostaje przez nich wyrzucona z domu. Choć Szumowska i Englert zarzekają się, że wcale nie chcieli robić filmu dydaktystyczno-aktywistycznego, no to taki on właśnie jest - jest to próba zmieszczenia dziesiątków żyć w jedną historię, ciągle uderzającą widza kolejnymi upokorzeniami i tragediami doznawanymi przez bohaterkę. Pomimo dosyć długiego czasu trwania filmu (2,5h) o głównej bohaterce nie dowiemy się praktycznie nic - nie wydaje się mieć żadnych zainteresowań, pasji czy poglądów, o jej byciu dobrym mężem i ojcem dowiadujemy się głównie z wypowiedzi innych, ona sama bardzo rzadko kiedy wypowiada się o czymkolwiek (ba, przez pierwsze ~20-30 minut nie ma żadnej dłuższej wypowiedzi). Jeśli w życiu bohaterki pokazuje się cokolwiek, wspólna impreza, interes na boku, znajomy z pracy, uprawianie sportu, to tylko i wyłącznie rekwizyty, pojawiające się na minutę lub dwie by podkreślić dysforii/transpłciowości bohaterki, a potem znikają. Film ogląda się jako kalejdoskop kolejnych, niespójnych momentów “płciowej historii” - a tutaj jako dziecko kradnie welon z komunii dziewczynkom, a tutaj gra w rugby by wyprzeć dysforię, a tutaj doznaje transfobii na kilkanaście różnych sposobów, czasami od matki, czasami od żony, czasami od otoczenia, a tu bawi się z córką w sukience żony, a tu potajemnie wychodzi na miasto w żeńskim ubraniu itd. itp. Stąd porównanie do seksuologicznego życiorysu, bo tak jak i w nim, nie ma tutaj żadnej spójnej historii życia, a bardziej wypreparowana kronika płciowości. Konsultacje ze społecznością zaowocowały tym, że wiele z pojedynczych momentów w tej kronice, jest faktycznie prawdziwych, jest te trans realness, które się zna z autopsji (np. cis koleżankę z pracy przekazującą jej kosmetyki po coming oucie, pracę na ochronie), ale z racji tempa, przez jakie film musi odhaczać każdy możliwy transowy wątek, nigdy w pełni nie zatrzymuje się on na żadnym pojedynczym doświadczeniu, nigdy go nie eksploruje, głębokie i trudne emocje są tylko zarysowane, musimy szybko biec do kolejnej sceny. Jako film jest on również zajebiście konserwatywny i heterycki. W życiu Anieli najwięcej wsparcia okazuje jej… hostel prowadzony przez zakonnice, w którym przez sporą część filmu sypia, udając ciskę. Kwestia wzajemnej trans-pomocy jest ograniczona do pojedynczej sceny grupy wsparcia, a potem pozbawionych kwestii trans-koleżanek towarzyszących Anieli w różnych momentach życia, najczęściej stojących w tyle kadru. Różnego rodzaju relacje T4T są tylko przecinkiem w wątkach zasadniczych, tzn. Anieli wybaczającej transfobiczne traktowanie ze strony rodziców i żony. Tylko w tych relacjach może znaleźć pełnię szczęścia, radości i seksualnego spełnienia. O seksualności też warto tutaj powiedzieć, bo scen seksu w filmie jest całkiem sporo. Najbardziej żywiołową i uczuciową z nich jest pierwsza scena, radosnego seksu penetracyjnego Anieli, jeszcze jako mężczyzny, z jej żoną. Wszystkie następne są tej uczuciowości i żywiołowości kompletnie pozbawione, co najbardziej razi w scenie seksu z inną trans kobietą poznaną po odrzuceniu przez żonę. Transfemkowy seks jest przedstawiony obcesowo, jeśli nie wręcz przemocowo, z dysocjującą i penetrowaną Anielą wgapiającą się w telewizor. Aniela z żadnymi transkami spełnienia nie znajdzie, musi wrócić do żony, ale i tutaj nie odbywa się żadna eksploracja trans-lesbijskiego związku, ani w dialogach ani w obrazie. Seks transkobiecy nie jest pokazany w ogóle, kwestie przeformatowania i przemyślenia relacji również, wszystko co nam zostaje to rzewna kompilacja odgrywania scen pierwszego poznawania żony jako mężczyzna, teraz z Anielą jako kobietą. Nawet transfobiczny brat i rodzice, którzy wcześniej jej nie akceptowali, po jej pobycie w więzieniu finansują jej SRSa. Ma to wydźwięk wręcz jezusopodobny, gdzie po kaźni i ukrzyżowaniu czeka zmartwychwstanie i nie jest to moja inwencja, bo film Anielę bezpośrednio do Jezusa porównuje. A więc jest dużo gorzej niż się spodziewałam - myślałam, że obejrzę trochę sztampowy, ale poprawny wyciskacz łez; dostałam próbę zrobienia filmu, w której w każdej sekundzie będzie 100% transa w transie, z tym że zapomniano, że osoby trans mają też jakąś perspektywę pierwszoosobową. Jest ciągła dysforia, ciągła transfobia i ciągłe problemy, jakie Aniela wywołuje w relacjach rodzinnych, zawodowych i społecznych przez swoją transkobiecość, ale nie zobaczymy tam Anieli-człowieka. Jest Aniela-transowa figurę, co ma cierpieć za miliony lub Aniela-pigułka wiedzy, która ma przybliżyć cis odbiorcom “jak te osoby trans żyją”. Z kwestii poza filmowych - z wywiadów rysuje mi się obraz Szumowskiej i Englerta jako osób, które kompletnie nieprzepracowały swojego uprzedmiotawiającego podejścia dla osób trans. Skupiają się na tym co dziwne czy niezrozumiałe, przejawiają niezrozumiałą wyrozumiałość wobec cis bohaterów, paternalistycznie sympatyzują z umęczoną bohaterką. Źródłem fascynacji Englerta transpłciowością ma być nagrywanie "pierwszej w Polsce operacji zmiany płci na początku lat 2000" (najwyraźniej od 20 lat nie udało mu się dowiedzieć, że pierwsze operacje to były parę dekad wcześniej), a Szumowska pisze peany nad swoją unikalną wrażliwością wobec odtrąconych, ale przyznaje, że gdyby jej dziecko było trans, to "zaakceptowałaby je, ale nie byłaby tym zachwycona". Z kwestii castingowych - nie przyjmuję żadnych wymówek odnośnie zatrudniania cis aktorów, szczególnie jak już się robi dydaktyczny slop dla cisów, to zatrudnienie osób trans i wypromowanie ich swoim filmem, jest minimum tego, co można dla społeczności zrobić. Jak nie było osób z doświadczeniem, to trzeba było szukać naturszczyków, “Fanfik” jakoś Alina znalazł. Nie polecam, 2/10. Nina Kuta

1
Plakat anarchizm (szmer.info)
submitted 3 months ago by dj1936@szmer.info to c/anarchizm@szmer.info

Mam taki pomysł, choć plakat jest do udoskonalenia;

  • symbol anarchizmu dać w takiej rozdzielczości, by nie było pikselozy,
  • pytania chyba warto umieścić w innym miejscu. Może takie "wykręcone, te od teorii jakby równolegle do okręgu z lewej strony, na górze, a prawe analogicznie?

Ma ktoś jakiś pomysł? Chce ktoś pomóc?

Chciałbym takie plakaty drukować i wieszać - przede wszystkim w mniejszych miejscowościach.

1
submitted 3 months ago by dj1936@szmer.info to c/femi@szmer.info

"Jak ma się kobietę w zespole muzycznym to od razu jest łatwiej, bo wszyscy uwielbiają taki zespół i zapraszają na koncerty i festiwale. Można grać beznadziejną muzykę, a i tak jest się uwielbianym". Takie mniej więcej opinie słyszałam ostatnio w kilku sytuacjach i to w środowisku anarchistycznym! To dla mnie skandaliczne.

Po pierwsze zespołów z kobietami nie ma prawie wcale, nie robią karier, są traktowane z pobłażaniem. Wiele artystek opowiada o sytuacjach, w których są traktowane jako "ozdoba" zespołu, a ich umiejętności w ogóle nie są brane pod uwagę. W wywiadach dostają dziwne pytania nie związane z muzyką, a faceci podczas koncertów nie traktują ich poważnie, jak równych sobie. Kobiety nie mają wzorców z których mogłyby czerpać, gdyż scena alternatywna jest zdominowana przez mężczyzn. Nie są zachęcane do tej aktywności, co wpływa na to, że kobiet-muzyczek jest tak mało. To, że są wszędzie zapraszane to bardzo pozytywny trend, który może wpłynąć na zwiększenie reprezentacji kobiet w muzyce alternatywnej.

Dodatkowo zobaczcie ile jest beznadziejnych zespołów męskich, gdzie nie potrafią grać ani śpiewać i nikt im nie wytyka, że są popularni z powodu swojej płci.

Jak zwykle do kobiet ma się zawsze pretensje: że jest ich za mało i nie chcą grać w zespołach punkowych, ale jak grają to, że wszędzie są zapraszane nawet jak nie są genialnymi muzyczkami, że są popularne nie ze względu na to jak grają tylko jaką mają płeć. Środowisko muzyki alternatywnej powinno się zastanowić jeszcze raz, czy chce wspierać kobiety w ich działalności muzycznej czy woli iść tropem patriarchatu i traktować je tak jak w każdej innej branży w tym pojebany świecie.

Anarchistka. Blog społeczny.

1
submitted 3 months ago by dj1936@szmer.info to c/femi@szmer.info

Dzień Kobiet to nie jest Dzień Kwiaciarza i Krawaciarza. Nie został wprowadzony po to, żeby jakaś branża miała w tym dniu eldorado, bo komuś chciało się wykonywać puste gesty.

W 1910 roku socjalistki na międzynarodowej konferencji ustanowiły go nie po to, żeby panowie mogli wygłaszać swoje pustosłowie. To jest dzień walki o równe prawa, o równe płace, o wolność.

Dzień Kobiet nie powstał także po to, żeby liberałowie zrobili sobie z niego gadżet, który ogranicza się wyłącznie do obrony interesów zamożnych kobiet. Już przed stuleciem kobiety z ruchu robotniczego słusznie uznały, że opresję najciężej znoszą kobiety niezamożne, robotnice, ponieważ te bogatsze mogą sobie wolność do pewnego stopnia kupić.

Dlatego PiS do dziś nie zrozumiał, dlaczego największy spadek zaliczył po wyroku Trybunału Konstytucyjnego właśnie wśród niezamożnych. Politycy PiS-owscy generalnie mało rozumieją, bo traktują osoby z klasy pracującej jak masę elektoralną, samemu będąc członkami zamożnej elity konserwatywnej.

Tak samo niczego nie rozumieją rozmaici liberałowie, którzy przecież uważają, że jak kobieta chce „zakosztować wolności” reprodukcyjnej to sobie może wyjechać za granicę. Dlatego dla nich to kwestia drugorzędna, którą można przehandlować z konserwatystami z Trzeciej Drogi za ich zdaniem „ważniejsze sprawy”. Tymi ważniejszymi sprawami są oczywiście stołki w rządzie i spółkach skarbu państwa.

Dlatego Hołownia z Kosiniakiem tak pewnie się czują w fotelach. Wiedzą, że dla libków to jest sprawa nieistotna. Dlatego też Tusk niechętnie zabiera na ten temat głos. Liczy, że jakoś przeczeka, że jakoś się znowu uklepie i znowu da się wolność dysponowania swoim ciałem zamieść pod dywan hipokryzji. Udawało się od 1993 roku, więc sądzą, że uda się znowu.

Nigdy dość przypominania, że także libkowe środowisko ponosi odpowiedzialność za wprowadzenie zakazu aborcji. Łatwo byłoby zwalić wszystko na PiS, ale przecież to nie oni wyłącznie ten zakaz w latach 90. wprowadzili.

Najchętniej znowu by jakiś konsensusik uchwalili i załatwione na kolejne 50 lat. Ale tym razem tak łatwo już nie pójdzie. Jest nowe pokolenie, które się na paciorki nabrać nie da, a gniew będzie tylko narastał. Więc niech lepiej Tusk i Hołownia z Kosiniakiem nie przywiązują się bardzo do stołków. Nic nie jest dane raz na zawsze. Na ich miejscu poważnie bym przemyślał priorytety, bo oni ciągle żyją mentalnie w innej epoce.

Kaczyńskiemu też się wydawało, że „jakoś to się ułoży”. A jeśli jemu, mającemu raczej w dużym stopniu konserwatywną bazę wyborczą, się nie „ułożyło”, to niech się libki i konserwa rządowa obecna zastanowi, co się może stać z nimi, bo teraz igrają z o wiele mniej konserwatywnymi grupami społecznymi.

Igrzysk w postaci rozliczeń PiS starczy jeszcze na parę miesięcy. Potem przyjdzie czas surowej weryfikacji. A naszym zadaniem jest, żeby grozę tej weryfikacji poczuli i zaczęło palić im się pod stołkami. Zapewniam, że wizja utraty apanaży jest tak potworna dla większości polityków, że są w stanie niejedną nagłą woltę światopoglądową wykonać.

Warunek jednak jest jeden: muszą uznać, że sprawa jest poważna i żarty się skończyły. Jedynym na to sposobem jest pokaz siły.

Xavier Woliński

Autora można wspierać na https://patronite.pl/Wolnelewo

1
submitted 3 months ago by dj1936@szmer.info to c/femi@szmer.info

„Tylko »tak« oznacza zgodę” czy „postawienie polskiego systemu prawnego na głowie”? W czwartek 7 marca Sejm zajmie się projektem zmiany definicji gwałtu w Kodeksie karnym. Kto poprze zmianę?

Sejm na najbliższym posiedzeniu w czwartek ma się zająć projektem nowelizacji Kodeksu karnego zmieniającym prawną kwalifikację gwałtu. Od tej pory przestępstwem ma być doprowadzenie do obcowania płciowego bez wcześniejszej świadomej i dobrowolnej zgody.

Przedstawicielką wnioskodawców jest Anita Kucharska-Dziedzic (Lewica). Posłanki KO, Lewicy i TD, które wnioskują o zmianę prawa, chcą, by gwałt kwalifikować jako obcowanie płciowe, na które jedna ze stron nie wyraziła wcześniej świadomej i dobrowolnej zgody. Obecnie w Kodeksie karnym przestępstwo zgwałcenia jest zdefiniowane w art. 197 § 1. jako doprowadzenie przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem innej osoby do obcowania płciowego.

**Kto podpisał się pod projektem ustawy zmieniającej definicję gwałtu? ** Posłanki chcą też zmienić podejście do gwałtu w ramach systemu prawnego. Od tej pory minimalna kara za to przestępstwo miałaby wynosić 3 lata więzienia (obecnie od 2 do 15 lat), w efekcie gwałt traktowany byłby jako zbrodnia, a nie tak jak dotychczas, jako występek. Doprowadzenie do innej niechcianej czynności seksualnej zagrożone ma być karą od 2 do 10 lat pozbawienia wolności (obecnie od 6 miesięcy do 8 lat).

Według autorek projektu obowiązujące prawo wymaga zmiany m.in. dlatego, że obecne przepisy obligują ofiary gwałtu do wykazania, że stosunek dokonał się wbrew ich woli i stawiły mu opór. „Interpretowanie zachowania ofiary obarczone jest zawsze mniejszą lub większą dozą subiektywizmu i w efekcie prowadzi do wtórnej wiktymizacji” – czytamy w uzasadnieniu projektu ustawy.

Projekt zmiany definicji gwałtu po raz pierwszy pojawił się w Sejmie w marcu 2021 r. Wówczas również złożyła go posłanka Lewicy Anita Kucharska-Dziedzic. Zanim ustawa trafiła do kosza, wspólnie z Fundacją Feminoteka zadaliśmy posłom i posłankom pytania dotyczące walki z przemocą wobec kobiet i w rodzinie. Jedno z nich dotyczyło zmiany definicji gwałtu.

Zmiany prawa chciało 46 posłów i posłanek. Adam Szłapka (KO) podkreślił wówczas: „potrzebujemy nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie oraz zmiany definicji zgwałcenia, wprowadzenia definicji przemocy ekonomicznej„, natomiast Marcelina Zawisza (Lewica) oświadczyła: „prawne definicje czynów zabronionych związanych z przemocą wymagają rewizji i zmiany (np. definicja gwałtu). Dane wskazują, że większość przypadków nawet nie jest zgłaszana, więc konieczne są działania na rzecz zapewnienia kobietom poczucia bezpieczeństwa i sprawczości, żeby czuły, że zgłoszenie przestępstwa nie tylko nie pogorszy ich sytuacji, ale doprowadzi również do sprawiedliwego wyroku, a w całym procesie będą traktowane godnie i z należytą wrażliwością”.

Definicja gwałtu: dla kogo tylko „tak" oznacza zgodę?

O poglądy polityków na temat zmiany definicji gwałtu pytaliśmy w ramach kwestionariusza poglądów MamPrawoWiedziec.pl przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku.

Na pytanie: „Czy według Pana/Pani definicja gwałtu w Kodeksie karnym powinna zostać zmieniona na »stosunek bez zgody osoby doprowadzonej do obcowania płciowego«?" odpowiedziało 40 obecnych posłów i posłanek oraz troje senatorów.

Zdecydowana większość z nich (38 osób) zadeklarowała, że poparłaby zmiany, które zawiera wniosek posłanek. Wśród nich liderzy list w poszczególnych okręgach, którzy nie są wnioskodawcami projektu – Marzena Okła-Drewnowicz, Dariusz Joński, Barbara Nowacka, Kamila Gasiuk-Pichowicz, Adam Szłapka z KO, Joanna Scheuring-Wielgus i Krzysztof Śmiszek z Lewicy oraz Urszula Pasławska z PSL-TD. Poglądy tożsame z projektem mają zasiadający w Senacie z ramienia KO minister sprawiedliwości Adam Bodnar i Rafał Grupiński oraz Magdalena Biejat (Lewica), która w komentarzu do odpowiedzi stwierdziła: „Tylko »tak« oznacza zgodę”.

Głosowanie przeciw zapowiedział Paweł Kukiz (PiS), Paweł Śliz (Polska 2050-TD) oraz Grzegorz Braun (Konfederacja). Ten ostatni stwierdził, że „taka zmiana spowodowałaby skasowanie funkcji domniemania niewinności, co postawiłoby polski system prawny na głowie”.

Poglądy parlamentarzystów na temat zmiany kwalifikacji gwałtu znajdziecie tu.

Tekst powstał w zespole MamPrawoWiedziec.pl, przy wsparciu National Endowment for Democracy.

1
submitted 4 months ago by dj1936@szmer.info to c/palestyna@szmer.info

Raperowi nie spodobała się decyzja Rafała Trzaskowskiego.

W konflikcie Izraelsko-palestyńskim, Peja jednoznacznie opowiada się po stronie Palestyńczyków. Raper wulgarnie zareagował też na próbę zablokowaniu sobotniego marszu przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego.

Prezydent Warszawy próbował zablokować marsz solidarności z Palestyną, w którym zapowiedziano „wyrażenie protestu wobec bombardowań Strefy Gazy i izraelskiej polityki okupacyjnej”.

– Miasto Stołeczne Warszawa we wszelkich decyzjach i działaniach w kwestii jakichkolwiek zgromadzeń w stolicy kieruje się wyłącznie względami bezpieczeństwa. Dotyczy to także planowanej na najbliższy weekend demonstracji dotyczącej konfliktu palestyńsko-izraelskiego – informował w środę.

Tymczasem organizatorzy marszu poinformowali dzisiaj, że decyzją sądu odbędzie się on w sobotę. Tę informację na Instastories przekazał również Peja, zwracając się do włodarza stolicy: – Rafał Trzaskowski, ch*j Ci w ryj” – napisał raper.

Peja już wielokrotnie podczas konfliktu w Strefie Gazy deklarował wsparcie dla Palestyńczyków:

1
submitted 5 months ago by dj1936@szmer.info to c/anarchizm@szmer.info

Poszukuję wzoru, który był drukowany na koszulkach - A wpisane w okrąg tworzyły hasła takie jak solidarność, pomoc wzajemna, nazwy różnych grup itd.

Pomożecie? Nie wiem kto to sprzedawał i gdzie szukać.

view more: next ›

dj1936

joined 3 years ago